Historia
Rzeź ludności, która odbyła się na Woli

Rzeź ludności, która odbyła się na Woli

W jednym ze swoich wcześniejszych tekstów pisałem o rzezi na warszawskiej Woli w czasie II wojny światowej. Tutaj chciałbym opisać szerzej tą sprawę, bo tak naprawdę mnie intryguje ta sprawa. Część ofiar jest powiązanych jest z Powstaniem Warszawskim, które tak naprawdę rozpoczęło się 1 sierpnia 1944 roku (a zakończyło się 3 października tego samego roku), czyli na parę dni przed prawdziwą rzezią na warszawskiej Woli.

Początki rzezi na Woli

Nie będę tak naprawdę się rozpisywał w słowach wstępu, aby przedstawić to wydarzenie historyczne oraz w skrócie opisać. Jedynie mogę określić na samym początku to jest to, że zginęło wtedy wiele tysięcy ludzi bez możliwości wywalczenia sobie czegokolwiek. Według informacji z Wikipedii to nawet był rozkaz samego Adolfa Hitlera, który nakazywał zburzenie Warszawy i wymordowanie wszystkich jej mieszkańców.

Krzyże upamiętniające poległych i pomordowanych żołnierzy zgrupowania „Ostoi”
Krzyże upamiętniające poległych i pomordowanych żołnierzy zgrupowania Ostoi.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Obwod_III_Wola_AK-Ostoja-2006.jpg

Warszawa była uznawana przez niemieckich okupantów za centrum polskiego oporu przeciw ich nowemu porządkowi. Mimo iż w Generalnym Gubernatorstwie stolicę Polski próbowano zdegradować do roli miasta prowincjonalnego, to nadal miasto pozostawało nadal centrum polskiego życia politycznego, intelektualnego oraz kulturalnego. A do tego jeszcze można doliczyć dosyć mocną i silną strukturę ruchu oporu, który też dał się we znaki faszystowskiemu agresorowi. Przez to Niemcy nie wiedzieli w jaki sposób oficjalnie zniwelować swoje problemy związane z aż takim oporem.

Wszystko się zmieniło w momencie jak doszło do wybuchu powstania warszawskiego w dniu 1 sierpnia 1944 roku. Dzięki temu niemiecki okupant mógł już rozwiązać polski problem i mógł też na spokojnie wysłać swoje wojska w celu zniszczenia wroga. Jak doszły informacje o rozruchach Polaków to sam Heinrich Himmler poszedł do samego Adolfa Hitlera i przekazał o możliwościach jakie pojawiają się na drodze Niemców. Podczas narady, która odbyła się wieczorem 1 sierpnia 1944 roku (lub następnego dnia rano), Hitler wydał Himmlerowi oraz szefowi sztabu generalnego generałowi Heinzowi Guderianowi ustny rozkaz zrównania Warszawy z ziemią i wymordowania wszystkich jej mieszkańców. Zgodnie z relacją SS – Obergruppenführera Ericha von dem Bach-Zelewskiego, którego mianowano dowódcą sił wyznaczonych do stłumienia powstania, rozkaz nie tylko dawał możliwość zniszczenia miasta. Do tego jeszcze doszły słowa związane, że to zniszczenie ma być przykładem dla reszty Europy. W przekazanych informacjach była informacja, że wszyscy niemieccy żołnierze oraz podległe im jednostki mają brać udział w zniwelowaniu centrum polskości i jej oporu.

Niemieckie działania na Woli

Od pierwszych godzin powstania oddziały niemieckiego garnizonu dopuszczały się licznych zbrodni wojennych. Wzięci do niewoli powstańcy byli rozstrzeliwani, natomiast rannych dobijano. Pojawiły się też pierwsze mordy na ludności cywilnej. Do rozpoczęcia takich działań nie był konieczny specjalny rozkaz Hitlera, generał Reiner Stahel jako dowódca garnizonu warszawskiego miał już wcześniej prawo zastosować wszelkie środki w stosunku do ludności cywilnej w Warszawie, konieczne dla utrzymania spokoju, bezpieczeństwa i porządku. Zbrodnie te popełniane przez Niemców na Woli nie miały na samym początkowo na celu całkowitej eksterminacji ludności dzielnicy, lecz stanowiły raczej akty doraźnego odwetu za wybuch powstania. Ofiarą egzekucji padali przede wszystkim mężczyźni podejrzewani o udział w walkach.

Polscy cywile zamordowani na Woli
Polscy cywile zamordowani na Woli.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Victims_of_Wola_Massacre.jpg

1 sierpnia we wczesnych godzinach popołudniowych, czyli jeszcze przed wybuchem powstania, Niemcy dokonali zbiorowej egzekucji przy ul. Sowińskiego 28. A to było w odwecie za wcześniejszą potyczkę ze zmierzającymi na punkty zborne żołnierzami AK. Wtedy rozstrzelano ośmiu przypadkowo schwytanych polskich mężczyzn. Z kolei na samym początku walk powstańczych niemiecka piechota wsparta czołgami zaskoczyła rozwijające się na Kole zgrupowania poruczników Ostoi i Gromady z Obwodu AK Wola. Po rozbiciu polskich oddziałów Niemcy urządzili obławę na ulicach Koła, dobijając rannych oraz mordując wziętych do niewoli żołnierzy AK. 1 sierpnia Niemcy zabili także kilku cywilnych mieszkańców domu przy ul. Okopowej 20 oraz podpalili dom Piekiełko przy ul. Wolskiej 165, rozstrzeliwując przy tym sześciu polskich mężczyzn.

Brzemienny wpływ na przebieg walk prowadzonych na Woli miał fakt, iż przez tę dzielnicę przechodziła jedna z najważniejszych arterii komunikacyjnych miasta. Latem 1944 roku był to jeden z najważniejszych szlaków zaopatrzeniowych na centralnym odcinku frontu wschodniego, łączący z zapleczem niemieckie oddziały na prawym brzegu Wisły. Już od godzin porannych 2 sierpnia niemieckie oddziały frontowe próbowały odblokować tę newralgiczną arterię. Skutkiem tego było to, że na samym początku powstania polskie oddziały na Woli zostały uwikłane w zacięte walki obronne. Nieprzyjaciel z każdym dniem nasilał swoje ataki, dopuszczając się przy tym licznych zbrodni na jeńcach oraz ludności cywilnej. Wola miała okazać się jedną z tych dzielnic Warszawy, gdzie jeszcze przed przybyciem zorganizowanych przez Himmlera sił odsieczy Niemcy dopuścili się największych naruszeń prawa wojennego.

Pomiędzy 1 a 4 sierpnia walczący na Woli żołnierze Dywizji Pancerno – Spadochronowej Hermann Göring zamordowali około 400 wziętych do niewoli powstańców. Jednocześnie jednostki tej dywizji, wsparte przez żołnierzy 608 Pułku Ochronnego, systematycznie wypędzały z budynków mieszkalnych polską ludność cywilną, gdzie dopuszczali się mordów, grabieży i gwałtów na kobietach. 2 sierpnia spędzono polskich mężczyzn do ogrodu w pobliżu ulicy Zawiszy 43 i tam zabito ich za pomocą granatów. Kolejną grupę mężczyzn Niemcy zamordowali w domu przy pobliskiej posesji na ulicy Magistrackiej. Tego samego dnia rozstrzelano także grupę z domu przy ulicy Sokołowskiej 26 oraz siedmiu mężczyzn wyprowadzonych z domów przy ulicy Prądzyńskiego o numerze 17 i 19.

A do tego 2 sierpnia był dniem, w którym Niemcy uwięzili pierwszą grupę ludności cywilnej w gmachu kościoła świętego Wojciecha przy ul. Wolskiej 76. Z kolei 3 sierpnia żołnierze niemieccy nałożywszy powstańcze opaski, podstępem zdobyli domy przy ulicy Młynarskiej. Wymordowali wówczas ukrywających się w piwnicach mieszkańców, między innymi za pomocą wrzucanych do wewnątrz granatów.

Walczące na Woli oddziały niemieckie nagminnie wykorzystywały polskich cywilów, w tym kobiety i dzieci jako żywe tarcze, aby osłaniać natarcia piechoty albo czołgów. Schwytanych zmuszano także do rozbierania barykad w ogniu walki. Jako pierwsze tę zbrodniczą taktykę zastosowały w Warszawie oddziały Wehrmachtu, a dopiero później jednostki SS i policji. 2 sierpnia żołnierze dywizji Hermann Göring użyli 50 przywiązanych do drabiny Polaków jako osłony dla czołgów nacierających na powstańcze pozycje w rejonie ulicy Okopowej. Był to pierwszy zarejestrowany w czasie powstania przypadek wykorzystania polskich cywilów w charakterze żywych tarcz. Z kolei następnego dnia, gdy niemieckie czołgi zaatakowały powstańcze barykady na ulicy Wolskiej, przed kolumną pancerną popędzono gromadę mężczyzn i kobiet mających służyć jako osłona pojazdów i siła robocza do rozbierania barykad. Atak został zatrzymany. Niestety część zakładników udało się odbić, wielu innych poniosło jednak śmierć w krzyżowym ogniu. Przy następnym ataku znów wykorzystano ludność cywilną i Niemcy przedostali się przez powstańcze barykady. Następnie ulicą Towarową i Alejami Jerozolimskimi dotarli w okolice mostu Poniatowskiego. Dopiero tam uwolniono ocalałych zakładników. Niemieccy czołgiści wykorzystali jeszcze żywe tarcze również podczas walk prowadzonych na Woli w dniu 4 sierpnia.

5 sierpnia we wczesnych godzinach porannych na punkcie dowodzenia Reinefartha znajdującym się w pobliżu skrzyżowania ulic Wolskiej i Syreny odbyła się odprawa, w której trakcie omówiono plan natarcia na pozycje powstańcze. Reinefarth pokrótce opisał zgromadzonym oficerom sytuację panującą w mieście, podkreślając konieczność szybkiego przyjścia z pomocą obrońcom dzielnicy rządowej. Wspomniał także o okrutnych zbrodniach na niemieckich jeńcach, jakich rzekomo mieli się dopuszczać polscy powstańcy. Z tego powodu doszło do podania informacji, że cała ludność Warszawy uczestniczy w powstaniu, w związku z czym miasto należy zrównać z ziemią.

Na poziomie oficerskim rozkaz zrównania miasta nie był jednoznaczny, był raczej dosyć dziwny z powodu, że SS – Gruppenführer nie posiadał odpowiedniego doświadczenia sztabowego. Natomiast szeregowi żołnierze dostali już klarowne polecenie. Otrzymany rozkaz nakazywał powstańców i ludność zabijać, a miasto niszczyć. Dowódca jednego z plutonów w batalionie policyjnym, przesłuchiwany po wojnie przez zachodnioniemieckiego prokuratora, zeznał, że w jego oddziale odczytano 5 sierpnia komunikat o treści: Führer rozkazał całkowicie zniszczyć Warszawę. Wszyscy policjanci zinterpretowali jako spalić razem z mieszkańcami. Z kolei oddziały niemieckiej żandarmerii wojskowej otrzymały rozkaz o treści: zabijać wszystkich, którzy wejdą wam pod lufy, nie wolno brać jeńców.

5 sierpnia o godzinie 7:00 (chociaż można też spotkać informacje, że ruszono też o 8:00 albo 9:30) rozpoczął się niemiecki szturm na Wolę, które było wspierane przez lotnictwo, artylerię oraz broń pancerną. A to wszystko rozpoczęło się po uzyskaniu wsparcia z Poznania. Mimo wyraźnej przewagi Niemców postępy natarcia były początkowo dość skromne. Mimo pewnych sukcesów niemieckiego natarcia arteria wolska pozostawała nadal zablokowana przez powstańców. Tego wieczoru sztab Grupy Armii Środek był zmuszony zameldować, że mimo użycia czołgów i samolotów nurkujących powstańcy bronią się nadzwyczaj uporczywie oraz nie daje się stwierdzić spadku siły oporu. Straty po stronie niemieckiej były poważne, w szczególności w szeregach niedoświadczonego w walkach miejskich pułku Dirlewangera.

Fabryka Obić i Papierów Kolorowych Józefa Franaszka przy ul. Wolskiej 41/45, miejsce pierwszych egzekucji 4 sierpnia
Fabryka Obić i Papierów Kolorowych Józefa Franaszka przy ul. Wolskiej 41/45, miejsce pierwszych egzekucji 4 sierpnia.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Fabryka_Obi%C4%87_i_Papier%C3%B3w_Kolorowych_J%C3%B3zefa_Franaszka_w_okresie_mi%C4%99dzywojennym.jpg

W nocy z 5 na 6 sierpnia Niemcy otrzymali znaczne posiłki. Następnego dnia jednostki Reinefartha wraz z 608 Pułkiem Ochrony związały Zgrupowanie Radosław zaciętą walką w rejonie cmentarzy wolskich, podczas gdy pułk Dirlewangera kontynuował natarcie w kierunku dzielnicy rządowej, uderzając wzdłuż ulic Chłodnej, Ogrodowej i Krochmalnej. W wyniku walk stoczonych 6 sierpnia Niemcy zepchnęli polskich obrońców za linię ul. Żelaznej, a czołowy batalion pułku Dirlewangera przebił się do Ogrodu Saskiego. Mimo udanego przełamania polskiej obrony Niemcy nie mogli jeszcze mówić o skutecznym odblokowaniu arterii wolskiej. Powstańcy wciąż zajmowali bowiem pozycje obronne w rejonie cmentarzy wolskich i w gmachu sądów na Lesznie, podczas gdy odcinek ulicy Chłodnej ciągnący się od ulicy Żelaznej po plac Żelaznej Bramy pozostawał swoistą ziemią niczyją.

7 sierpnia Niemcy zdobyli gmach sądów na Lesznie, a także opanowali rejon ulic Chłodnej i Elektoralnej oraz Hale Mirowskie i plac Żelaznej Bramy. Tym samym udało im się zabezpieczyć odcinek arterii wolskiej aż po plac Bankowy oraz odciąć Stare Miasto od Śródmieścia. O zakończeniu walk powstańczych na Woli można było jednak mówić dopiero 11 sierpnia, kiedy to Zgrupowanie Radosław opuściło rejon ulicy Okopowej i przez ruiny getta wycofało się na Starówkę.

Eksterminacja ludności dzielnicy

W momencie jak rozpoczęła się akcja wojskowa (5 sierpnia) to esesmani już dokładnie wypełniali rozkazy Hitlera i rozpoczęli mordować polską ludność bez wyjątków. No może kobiety i dziewczynki miały gorzej, były przez Niemców gwałcone, dopiero wtedy je zabijano. O ile jednak masowo rozstrzeliwano mieszkańców zdobytych kwartałów, o tyle największe rozmiary akcja eksterminacyjna przybrała w tych rejonach Woli, które od pierwszych godzin powstania znajdowały się pod kontrolą Niemców. Cywile, którzy nie zostali od razu zamordowani, byli pędzeni jako żywe tarcze na powstańcze barykady. Obecnie dzień znamy jako czarna sobota.

Na początku sami niemieccy esesmani nie wiedzieli jak zaplanować działania i z tego powodu akcja działali chaotycznie i w sposób bezwładny. Mordowano w mieszkaniach, w piwnicach, na podwórzach kamienic i na ulicach. Szereg domów podpalono, a uciekającą w panice ludność wybito ogniem broni maszynowej. Dzięki temu według szacunków wybito przynajmniej cztery tysiące ludzi pozostawiając ich ciała łasce losu. Nierzadko miały miejsce wypadki, gdzie ukrywających się w piwnicach cywilów mordowano przy użyciu granatów. Dochodziły jeszcze zdarzenia wyjątkowo bestialskie, a było to między innymi zakłuwanie bezbronnych bagnetami, zakopywania rannych żywcem, roztrzaskiwania głów niemowlętom. W niektórych przypadkach jeszcze wrzucano małe dzieci wraz z matkami do płonących budynków.

W przypadku niemieckiego ataku na wolską ludność można dodatkowo jeszcze doprowadzić informacje, że Gruppenfűhrera SS Reinefarth nie był tak pewny jak jego przełożeni, czy czas ataku na Warszawę został odpowiednio wybrany. Powodem był to, że do 5 sierpnia nie dotarły jeszcze na miejsce wszystkie oddziały, a w mieście panował chaos. Z tego też powodu Reinefarth radził zaczekać do następnego dnia. Ale generał von Vormann z 9. armii nalegał, by atak rozpocząć natychmiast, bo słyszał, że Sowieci ominęli Pragę i kierują się na południe, co groziło pogorszeniem się sytuacji na przyczółku magnuszewskim. Bardzo mu zależało na utrzymaniu swobodnego połączenia z zachodu na wschód przez Warszawę. Ostateczny rozkaz wydał von Vormann, aby atakować Warszawę oraz jej mieszkańców. Większość warszawiaków obudziła się tego poranka z nadzieją, że nadchodzą Sowieci i że ich gehenna zaraz się skończy. Te nadzieje wkrótce rozwiały się i 5 sierpnia okazał się jednym z najstraszniejszych dni II wojny światowej.

Fabryka „Ursus” – miejsce kaźni blisko 6 tysięcy mieszkańców Woli
Fabryka Ursus – miejsce kaźni blisko 6 tysięcy mieszkańców Woli.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Ursus_factory_in_Warsaw_set_on_fire_during_Warsaw_Uprising.jpg

Dopiero w drugiej połowie dnia rzeź przybrała bardziej zorganizowany charakter. Spowodowane było to traceniem zbyt dużej ilości czasu i energii przez niemieckie oddziały. W południe Reinefarth zdał sobie sprawę, że zabijanie cywilów w domach i piwnicach opóźnia jego działania. Ludność dzielnicy spędzano odtąd do kilku wyselekcjonowanych miejsc egzekucji przy ulicach Wolskiej i Górczewskiej, które zostały wyselekcjonowane w okolicach 13:00. Dosyć często funkcję tę pełniły miejsca z dużą przestrzenią. Nadawały się do tego duże zabudowania i place fabryczne, parki, cmentarze, tereny przykościelne lub też obszerne dziedzińce większych kamienic. Mieszkańców Woli doprowadzano tam mniejszymi lub większymi grupami, a następnie systematycznie mordowano. Jak nie udawało się zabić strzałem w tył głowy to korzystano z broni maszynowej. Nierzadko prowadzeni na stracenie ludzie byli zmuszani do wspinania się na stos ciał osób zamordowanych przed nimi. Świadkowie wspominali, że w takich miejscach zwały trupów sięgały niekiedy około 25 – 35 metrów długości, 15 – 20 metrów szerokości i 2 metrów wysokości. Rzeź przybrała takie rozmiary, że wśród obserwujących ją niemieckich żołnierzy zanotowano przypadki załamania nerwowego.

5 sierpnia ofiarą rzezi padli także pacjenci i personel wolskich szpitali. We wczesnych godzinach popołudniowych żołnierze niemieccy wkroczyli na teren Szpitala Wolskiego przy ul. Płockiej 26. Dyrektora placówki, doktora Józefa Piaseckiego, pediatrę prof. Janusza Zeylanda i szpitalnego kapelana ks. Kazimierza Ciecierskiego, zaprowadzono do dyrektorskiego gabinetu, gdzie zostali zamordowani strzałami w głowę. Pozostałych pacjentów wraz z członkami szpitalnego personelu wypędzono na ulicę. Ustawiono ich w kolumnę i pod eskortą skierowano do hal warsztatów kolejowych przy ulicy Moczydło. Większość osób przyprowadzonych ze Szpitala Wolskiego rozstrzelano jeszcze tego samego dnia przy pobliskim wiadukcie kolejowym. W Szpitalu Wolskim pozostało jednak kilku członków personelu oraz pewna liczba pacjentów, którzy nie byli w stanie poruszać się o własnych siłach lub nie zostali znalezieni przez Niemców. Z niewyjaśnionych do końca przyczyn Niemcy nie podpalili szpitala oraz oszczędzili pozostającą w nim grupę Polaków. Szpital Wolski wznowił wkrótce działalność jako punkt sanitarny dla polskich cywilów wypędzanych z Warszawy.

W okolicach godziny 18:00 w ręce Niemców wpadł Szpital świętego Łazarza przy ulicy Leszno 17. Oprócz pacjentów i członków personelu przebywali tam także krewni chorych, których najście Niemców zastało na terenie placówki, oraz liczni mieszkańcy okolicznych domów, mający nadzieję, iż chroniony przez prawo wojenne budynek zapewni im bezpieczeństwo. Żołnierze podpalili jednak szpital, a większość przebywających w nim Polaków rozstrzelali lub wymordowali za pomocą granatów. Część ofiar poniosła śmierć w płomieniach. W czasie likwidacji szpitala miały także miejsce przypadki gwałtów na kobietach.

Jedynym szpitalem, który uniknął masakry w czarną sobotę był Szpital Zakaźny świętego Stanisława przy ulicy Wolskiej 37. Zakład ten został zdobyty przez Niemców we wczesnych godzinach popołudniowych. Zaraz po wkroczeniu na teren szpitala dirlewangerowcy zastrzelili portiera. Następnie wypędzili większość pacjentów i członków personelu na szpitalne podwórze, czemu towarzyszyły grabież oraz bicie i terroryzowanie chorych. W pewnym momencie kilku esesmanów otworzyło na oślep ogień do tłumu, zabijając lub raniąc kilkanaście osób. Grupę około jedenastu Polaków wyprowadzono na ulicę, po czym natychmiast rozstrzelano. W tym krytycznym momencie dyrektor zakładu, dr Paweł Kubica, zainterweniował u dowodzącego oddziałem oficera SS. Doskonała niemczyzna oraz pewność siebie Kubicy zrobiły na esesmanie na tyle duże wrażenie, iż egzekucja została wstrzymana. Niedługo później polscy lekarze, którym towarzyszyła znająca doskonale język niemiecki siostra Joanna Kryńska, zdołali uzyskać w sztabie Reinefartha zgodę na oszczędzenie szpitala. W budynku urządzono wkrótce niemiecki punkt opatrunkowy oraz kwaterę Dirlewangera. W następnych dniach na terenie szpitala kilkukrotnie miały jednak miejsce pojedyncze egzekucje.

Tego samego dnia i też w godzinach popołudniowych na stanowisku dowodzenia Reinefartha pojawił się przybyły z Sopotu SS – Obergruppenführer Erich von dem Bach – Zelewski, który przejął dowodzenie nad siłami wyznaczonymi do stłumienia powstania. Podczas wieczornej odprawy zwrócił on uwagę swoich oficerów na panujące wśród niemieckiego wojska wielkie zamieszanie i bezhołowie. Jeszcze tego samego wieczoru von dem Bach doprowadził do złagodzenia eksterminacyjnego rozkazu Hitlera (zapewnię zostało to zaakceptowane przez niemieckich przywódców). Zakazał mianowicie mordowania kobiet i dzieci, utrzymując jednak w mocy rozkaz likwidacji wszystkich polskich mężczyzn oraz ujętych powstańców. Na mocy rozkazu von dem Bacha polskie kobiety i dzieci miały być odtąd kierowane do obozu przejściowego, który 6 sierpnia został założony na terenie nieczynnych Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w podwarszawskim Pruszkowie.

W związku z planami wysiedlenia ludności Warszawy neogotycki kościół świętego Wojciecha przy ulicy Wolskiej 76 został zamieniony na punkt zborny, w którym polska ludność miała oczekiwać na transport do obozu przejściowego w Pruszkowie. Panujące w kościele warunki były fatalne, panował ogromny tłok, brakowało wody, żywności oraz pomocy lekarskiej dla rannych i chorych. Wysiedleńcy byli zmuszeni załatwiać potrzeby naturalne wewnątrz kościoła, a uwięzionych w kościele Polaków traktowano przy tej okazji z wielką brutalnością. Na porządku dziennym było bicie, szykanowanie oraz grabież, natomiast młode kobiety i dziewczęta były uprowadzane z gmachu, a później gwałcone. W pierwszych tygodniach powstania w okolicach kościoła rozstrzelano co najmniej 400 mężczyzn wyciągniętych z tłumu uchodźców. Miały także miejsce wypadki, gdy zatrzymanych mężczyzn wykorzystywano jako żywe tarcze dla celów osłony natarcia niemieckich czołgów.

Obelisk upamiętniający ofiary likwidacji Szpitala Wolskiego
Obelisk upamiętniający ofiary likwidacji Szpitala Wolskiego.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Monument_in_honor_of_the_Murdered_Workers_and_Patients_in_Wolski_Hospital_-_01.jpg

6 sierpnia po zdobyciu nowych pozycji przez niemieckich żołnierzy, mieli oni oszczędzać kobiety i dzieci, nadal obowiązywał ich natomiast rozkaz rozstrzeliwania wziętych do niewoli powstańców oraz polskich mężczyzn – cywilów. Nie wszystkie oddziały liniowe zaczęły jednak przestrzegać od razu nowych wytycznych. Antoni Przygoński nie wykluczał, iż Reinefarth i Dirlewanger przyjęli do wiadomości odwołanie pierwotnego rozkazu Hitlera dopiero w momencie, gdy otrzymali stosowne wytyczne na piśmie. W rezultacie rzeź Woli była kontynuowana. Ofiarą masakry padli między innymi mieszkańcy zdobytych tego dnia domów przy ulicach Chłodnej, Leszno, Towarowej i Żelaznej. Kontynuowano także masowe rozstrzeliwanie cywilów w opanowanych uprzednio kwartałach Woli. Zbiorowym egzekucjom nadal towarzyszyły gwałty, grabieże i palenie domów. Oszczędzone kobiety i dzieci gnano płonącymi ulicami do kościoła świętego Wojciecha.

Tego dnia głównym miejscem kaźni stał się skład maszyn rolniczych fabryki Kirchmajera i Marczewskiego. Prawdopodobnie rozstrzelano tam tego dnia blisko dwa tysiące mieszkańców Woli. Masowe egzekucje mieszkańców Woli były przeprowadzane przez Niemców również w fabryce Franaszka, w okolicach kościoła świętego Wawrzyńca oraz w okolicach klasztoru redemptorystów przy ulicy Karolkowej. W pobliżu Szpitala Wolskiego rozstrzelano natomiast kilkuset wziętych do niewoli powstańców oraz osoby uznane za powstańców, w tym wiele dzieci oraz młodocianych w wieku od 12 do 16 lat. Z kolei w pobliżu godziny 15:00 lub 16:00 Niemcy oraz żołnierze jednego z batalionów azerbejdżańskich wtargnęli do Szpitala Karola i Marii przy ulicy Leszno 136. Do tego jeszcze szpital został spalony. Natomiast pomiędzy 100 do 200 ciężko rannych i chorych zostało zamordowanych. Likwidacji szpitala towarzyszyły grabież oraz gwałty na kobietach.

Dzielnica była zasłana dziesiątkami tysięcy trupów, natomiast chcąc zapobiec wybuchowi epidemii oraz zatrzeć ślady zbrodni, Niemcy utworzyli 6 sierpnia tak zwane Verbrennungskommando. Było ono złożone z około 100 młodych i silnych polskich mężczyzn, których wyłączono z grona mordowanej ludności Woli, a następnie zmuszono do pracy przy uprzątaniu i paleniu zwłok. Verbrennungskommando kwaterowało w budynku przy ulicy Sokołowskiej i pozostawało podzielone na dwie 50-osobowe grupy operujące w rejonie ulic Wolskiej i Górczewskiej. Członkowie komanda jako bezpośredni świadkowie ludobójstwa byli przeznaczeni do likwidacji po zakończeniu pracy. Tylko nieliczni spośród nich zdołali uciec i przeżyć wojnę.

6 sierpnia pognano do Pruszkowa kilka tysięcy polskich cywilów przetrzymywanych dotąd w halach warsztatów kolejowych na Moczydle oraz w kościele świętego Wojciecha. Szlak przemarszu wiódł przez Jelonki. Po drodze Niemcy wyciągali z tłumu młodych mężczyzn, których rozstrzeliwali na miejscu. Zabijano również tych cywilów, którzy nie mieli siły iść dalej lub zatrzymywali się, by zaczerpnąć wody lub zerwać warzywa rosnące na pobliskich ogródkach działkowych. Wieczorem tego samego dnia skierowano również do Pruszkowa grupę Polaków przetrzymywanych dotąd w kościele świętego Wawrzyńca. Niemcy polecili jednak pozostać w kościele grupie około 40 starców, rannych, chorych, po których ślad odtąd zaginął.

7 sierpnia oddziały niemieckie dopuściły się szeregu mordów na mieszkańcach Woli oraz zachodnich kwartałów Śródmieścia Północnego. Na trasę niemieckiego natarcia spędzono setki mężczyzn, których zmuszono do usuwania barykad i gruzu oraz osłaniania swoimi ciałami natarcia niemieckich czołgów. Ci, którzy przeżyli to tego samego dnia w większości została została rozstrzelana. Jednym z głównych miejsc kaźni stały się Hale Mirowskie, gdzie między 7 a 8 sierpnia rozstrzelano około 700 osób. Niemcy kontynuowali także egzekucje na opanowanych w poprzednich dniach terenach Woli. Były to między innymi okolice kościoła świętego Wawrzyńca i samo to miejsce.

Nadal trwało wysiedlanie ludności stolicy. Płonącymi ulicami, wśród stosów trupów, tysiące mieszkańców Woli, Powiśla i Śródmieścia Północnego pognano do kościoła św. Wojciecha, a stamtąd na Dworzec Zachodni lub do Włoch, skąd wysiedleńcy byli następnie wywożeni do obozu w Pruszkowie. Do tego towarzyszyła temu masowa grabież oraz gwałty na kobietach i dziewczynkach. Niemieccy żołnierze wyciągali mężczyzn i chłopców z tłumu uchodźców, po czym na miejscu ich rozstrzeliwali. Możliwe, że 7 sierpnia zginął w taki sposób ksiądz pułkownik Tadeusz Jachimowski (o pseudonimie Budwicz), naczelny kapelan Armii Krajowej. Do tego wszystkiego nagminnie mordowano także osoby ranne, chore i niedołężne, które opóźniały marsz. Według relacji świadków to tego dnia niemieccy żołnierze stworzyli ludzki łańcuch złożony z kilkudziesięciu polskich mężczyzn, kobiet i dzieci. Zza niego ostrzeliwali pozycje powstańców w rejonie placu Kercelego.

Według informacji to od 8 sierpnia tempo akcji eksterminacyjnej wyraźnie zmalało a 12 sierpnia Bach jeszcze bardziej złagodził rozkaz Hitlera poprzez wydanie zakazu mordowania polskich mężczyzn – cywilów. Obok przesłanek natury militarnej wzięto wówczas pod uwagę również aspekt ekonomiczny. Na tym etapie wojny III Rzesza nie mogła sobie bowiem pozwolić na zmarnowanie tak wielkiego rezerwuaru potencjalnej siły roboczej. W czasie powstania warszawskiego przez Wolę wiódł najważniejszy szlak, którym Niemcy wyprowadzali z miasta polską ludność cywilną. Szlak kierował do kościoła świętego Wojciecha, a później przez Dworzec Zachodni do obozu czasowego w Pruszkowie.

Wysiedleńcy pędzeni pieszo do obozu w Pruszkowie
Wysiedleńcy pędzeni pieszo do obozu w Pruszkowie.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Bundesarchiv_Bild_101I-695-0423-12,_Warschauer_Aufstand,_fl%C3%BCchtende_Zivilisten.jpg

Po najkrwawszym okresie rzezi dochodziło jeszcze do sytuacji, gdzie Niemcy wykorzystywali swoją sytuację i rabowali, gwałcili kobiety oraz wyciągali nieodpowiednie osoby. Ponadto Niemcy nie zrezygnowali całkowicie z działań eksterminacyjnych. Nadal obowiązywał rozkaz likwidacji wszystkich wziętych do niewoli powstańców. Ponadto 8 sierpnia przy oddziałach Grupy Bojowej Reinefarth zaczęła działać specjalna jednostka niemieckiej policji bezpieczeństwa – tak zwanej Einsatzkommando der Sicherheitspolizei bei der Kampfgruppe Reinefarth (znane także jako Sonderkommando Spilker). Grupa ta miała za zadanie wyciąganie z tłumu niepożądanych osób i ich eliminację. Za niepożądanego uważano przede wszystkim ludzi podejrzewanych o udział w powstaniu lub żydowskie pochodzenie, jak również osoby ranne, chore i niedołężne (innymi słowy niezdolne do pracy albo nie będące w stanie dotrzeć o własnych siłach do obozu w Pruszkowie) lub przedstawicieli niektórych grup społecznych (na przykład inteligencja, duchowieństwo). Kryteria selekcji były zresztą na tyle płynne, że w praktyce z tłumu mogła zostać wyciągnięta każda osoba, która z jakiegoś powodu nie spodobała się esesmanom.

Egzekucji osób niepożądanych dokonywano natomiast przede wszystkim na placu Miejskich Zakładów Opałowych przy ulicy Okopowej 59, położonym naprzeciwko zakładów garbarskich Pfeiffera. Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich oceniała, że w okresie powstania warszawskiego zamordowano w tym miejscu ponad 2 tysiące osób. Z zeznań polskich i niemieckich świadków wynika jednak, że liczba ofiar egzekucji mogła sięgnąć nawet pięciu tysięcy – trudno jest teraz to ocenić. W gronie zamordowanych znajdowali się mieszkańcy różnych dzielnic Warszawy – przede wszystkim Woli, Starego Miasta i Śródmieścia Północnego.

Fabryka Pfeiffera nie była jednak jedynym miejscem na Woli, gdzie mordowano wysiedleńców z Warszawy z selekcji. Było jeszcze sześć takich miejsc. Pierwszym umiejscowieniem były ruiny gimnazjum kupieckiego Roeslerów przy ulicy Chłodnej 33. Wywożono tam na stracenie osoby wyselekcjonowane na punkcie zbornym w kościele świętego Wojciecha. mordowano tam zazwyczaj osoby starsze, chore, niedołężne, a także dzieci – odłączane od tłumu uchodźców pod fałszywym pretekstem, iż zostanie im zapewniony transport samochodami na Dworzec Zachodni. Zdarzało się też, że pojawiło się wielu cywilów ze Śródmieścia, którzy ufając niemieckim ulotkom przeszli dobrowolnie na drugą stronę frontu i zostali rozstrzelani na terenie nekropolii.

8 sierpnia 1944 na domu nr 54 przy ul. Bema, leżącym na tzw. posesji Kosakiewicza, wywieszono flagę Czerwonego Krzyża. Miał tam także zawisnąć napis informujący, iż w budynku znajduje się azyl dla osób starszych i słabych. Wkrótce niemieccy żandarmi zgromadzili w budynku około 100 osób cywilnych – starców, osoby kalekie, dzieci, kobiety w ciąży. 11 sierpnia Niemcy zabili deskami okna i drzwi domu, po czym podłożyli ogień. Wszyscy uwięzieni zginęli w płomieniach lub od niemieckich kul. 10 sierpnia 1944 przy Fabryce Makaronu i Sztucznej Kawy Bramenco rozstrzelano dwudziestu mężczyzn i kobiet wyciągniętych z tłumu uchodźców. Jeszcze tego samego dnia na podwórzu domu przy ul. Wolskiej 26 rozstrzelano ponad dwudziestoosobową grupę mężczyzn i chłopców. Wielokrotnie zbiorowe i indywidualne egzekucje, których ofiarą padali cywile wypędzani z Warszawy, miały miejsce na ulicy Żelaznej. Najczęściej w pobliżu skrzyżowania z ulicami Chłodną i Elektoralną. Tylko 2 września 1944 miało tam zostać rozstrzelanych od 90 do 170 osób, a 23 września – kolejnych 350. 16 września przy ulicy Leszno żołnierze niemieccy rozstrzelali około 30 cywilów pędzonych ze Starego Miasta w kierunku kościoła świetego Wojciecha.

Efekty po rzezi

Niemieckie dowództwo doskonale zdawało sobie sprawę z rozmiarów masakry, która odbywała się na Woli. Podczas telefonicznej rozmowy przeprowadzonej 5 sierpnia Reinefarth informował generała von Vormanna, że ma więcej zatrzymanych niż amunicji. Na pytanie o straty padłą odpowiedź: straty własne 6 zabitych, 24 ciężko, 12 lekko rannych. Straty przeciwnika – z rozstrzelanymi – ponad 10 000. W rzeczywistości liczba ofiar była większa. Dwie osoby szacują na przynajmniej dwukrotną liczbę. Według Władysława Bartoszewskiego tego dnia zamordowano na Woli ponad 20 tys. Polaków, natomiast zdanie Antoniego Przygońskiego określało, że liczba sięgnęła 45 500.

Palenie zwłok przez Verbrennungskommando
Palenie zwłok przez Verbrennungskommando.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Palenie_zw%C5%82ok_przez_Verbrennungskommando.jpg

Szymon Datner określił rzeź Woli jako jedną z najkrwawszych kart w dziejach martyrologii narodu polskiego. Norman Davies uznał natomiast 5 i 6 sierpnia 1944 za dwa najczarniejsze dni w historii Warszawy. Zdaniem Piotra Gursztyna rzeź Woli była prawdopodobnie największą jednorazową masakrą ludności cywilnej dokonaną w Europie w czasie II wojny światowej, a zarazem prawdopodobnie największą w historii pojedynczą zbrodnią popełnioną na narodzie polskim. Ustalenie dokładnej liczby ofiar ludobójstwa dokonanego na Woli nie było możliwe ze względu na spalenie większości zwłok przez Niemców oraz niewielką liczbę ocalałych świadków, którzy mogliby wskazać nazwiska zamordowanych. Co do określenia samej liczby ofiar to trudno określić, różne źródła podają szacunki od 10 tysięcy (tak podaje niemiecki historyk) aż po ponad 65 tysięcy zabitych. Podejmowano kilka prób wyliczenia różnymi sposobami, lecz niestety nie ma jednej spójnej liczby, co przekłada się na dyskusję pomiędzy historykami badającymi tą sprawę.

Podczas powojennego śledztwa prowadzonego przeciw Heinzowi Reinefarthowi niemiecka prokuratura zidentyfikowała 41 miejsc masowych egzekucji dokonanych przez oddziały niemieckie na Woli. Antoni Przygoński, opierając się między innymi na wyliczeniach Stanisława Płoskiego i Ewy Śliwińskiej, wymieniał 50 miejsc na terenie Woli i Śródmieścia Północnego. Z kolei Maja Motyl i Stanisław Rutkowski, autorzy opracowania Powstanie Warszawskie – rejestr miejsc i faktów zbrodni, wskazali w swoim wykazie ponad 60 miejsc na Woli i w Śródmieściu Północnym, gdzie w czasie powstania warszawskiego Niemcy dokonali egzekucji trzydziestu lub więcej Polaków.

Żaden ze sprawców ludobójstwa dokonanego na Woli nie został po wojnie pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Kilka miesięcy po zakończeniu działań wojennych Erich von dem Bach – Zelewski został aresztowany przez Amerykanów. Podczas procesu norymberskiego złożył szereg zeznań obciążających nazistowskich przywódców, dzięki czemu USA odmówiły później jego ekstradycji do Polski. Przez cały czas jaki mu pozostał do końca swego życia, niezależnie czy za kratkami czy na wolności, nie został skazany za czyny popełnione w warszawskiej dzielnicy.

SS – Gruppenführer Heinz Reinefarth nie został ekstradowany do Polski, gdyż nie wyraziły na to zgody okupacyjne władze amerykańskie. A do tego w latach 1951 – 1967 pełnił funkcję burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt, natomiast od 1958 roku zasiadał także w landtagu kraju związkowego Szlezwik – Holsztyn. Dopiero w 1961 roku wszczęto przeciw niemu śledztwo w związku ze zbrodniami popełnionymi w Warszawie przez podległe mu oddziały. Rozpoczęte w 1963 roku sądowe postępowanie przygotowawcze zostało jednak po czterech latach umorzone przez sąd we Flensburgu ze względu na rzekomy brak wystarczających dowodów winy. Dzięki temu otrzymał odszkodowanie w wysokości 100 tys. marek. Zmarł w maju 1979 roku jako następna osoba nieukarana za zbrodnie popełnione w Warszawie.

Następnymi przykładami jest blisko tysiąc niemieckich oficerów i żołnierzy walczących na Woli w sierpniu 1944 roku, którzy zostali przesłuchani w latach 1962 – 1964 w sprawie Heinza Reinefartha. Mimo iż wielu z nich można było zarzucić co najmniej współudział w dokonywanych wówczas zbrodniach, żaden nie został postawiony przed sądem. W dodatku wielu członków grupy policyjnej Reinefartha zajęło po wojnie odpowiedzialne stanowiska w aparacie państwowym RFN. Szef sztabu Reinefartha – podpułkownik Kurt Fischer – pracował jako nadkomisarz policji w Erbach w Hesji. Günther Bock, dowódca pododdziału policji w grupie Reinefartha, pełnił funkcję szefa policji w kraju związkowym Szlezwik – Holsztyn. Fritz Werner, dowódca kompanii w batalionie podchorążych z V oficerskiej szkoły piechoty w Poznaniu, pracował po wojnie jako sędzia i wykładowca akademicki. Mimo protestów organizacji grupujących ofiary nazizmu objął nawet stanowisko prezesa Federalnego Sądu Administracyjnego.

Po wyzwoleniu Warszawy na terenie Woli prowadzone były prace ekshumacyjne. Wielki pogrzeb prochów mieszkańców dzielnicy odbył się 6 sierpnia 1946. Tego dnia, po żałobnej mszy w śródmiejskim kościele Najświętszego Zbawiciela, 117 trumien przewieziono otwartymi samochodami na Wolę i uroczyście pochowano na Cmentarzu Powstańców Warszawy. Trumny zawierały 8646 kg prochów ludzkich, zebranych z miejsc straceń na ulicach, skwerach i podwórkach Woli oraz z okolic Pawiaka, ruin getta warszawskiego oraz siedziby Gestapo w alei Szucha. Szczątki ofiar powstania warszawskiego – zazwyczaj anonimowych cywilów – były grzebane na Cmentarzu Powstańców Warszawy do początku lat 50. Obecnie pod kurhanem, na którym w 1973 roku postawiono Pomnik Polegli Niepokonani, pogrzebanych jest 12 ton ludzkich prochów (odpowiada to liczbie około 50 tysięcy zamordowanych).

Po wojnie zinwentaryzowano miejsca straceń na Woli, oznaczając je w większości wypadków piaskowcowymi tablicami projektu Karola Tchorka. Przez długi czas nie podejmowano jednak innych działań na rzecz uczczenia ofiar ludobójstwa. Co więcej, w czasach PRL zlikwidowano wiele stawianych oddolnie znaków pamięci, w szczególności zawierających elementy symboliki religijnej[244]. Względną swobodę w upamiętnianiu ofiar rzezi Woli miały w tym okresie jedynie instytucje – kościoły katolicki i prawosławny oraz środowisko pracowników Szpitala Wolskiego.

W sierpniu 2012 roku Instytut Pamięci Narodowej uruchomił projekt Wola Pamięci 1944, w którego ramach gromadzone są świadectwa, relacje, dokumenty oraz zdjęcia dotyczące ludobójstwa dokonanego na mieszkańcach dzielnicy w sierpniu 1944 roku. Jednym z celów projektu jest zidentyfikowanie z imienia i nazwiska jak największej liczby ofiar.

Natomiast 31 lipca 2014 na ścianie ratusza w Westerland na wyspie Sylt zawisła dwujęzyczna tablica upamiętniająca ofiary powstania warszawskiego. Napis na tablicy wspomina, iż Heinz Reinefarth – współodpowiedzialny za liczne zbrodnie popełnione w Warszawie w 1944 roku – przez wiele lat pełnił funkcję burmistrza miasteczka.

Protokoły PCK z ekshumacji ofiar rzezi Woli. Muzeum Powstania Warszawskiego
Protokoły PCK z ekshumacji ofiar rzezi Woli. Muzeum Powstania Warszawskiego.
Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Protoko%C5%82y_PCK_o_ekshumacji_zw%C5%82ok_Muzeum_Powstania_Warszawskiego.JPG

Przez 70 lat nie ukazała się żadna naukowa monografia poświęcona rzezi Woli. Na początku XXI wieku zakon redemptorystów powołał zespół historyków, którego zadaniem miało być zgromadzenie materiałów oraz przygotowanie publikacji poświęconej dokonanemu na Woli ludobójstwu. Pierwsza syntetyczna próba opisu rzezi Woli, tj. praca Piotra Gursztyna zatytułowana Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona, została jednak wydana dopiero w październiku 2014 roku.

Ciekawostki

Jednym z oddziałów, które przybyły był oddział dowodzony przez SS – Oberführera Oskara Dirlewangera. Grupa tą nazwano Pułk Specjalny SS Dirlewanger, który składał się z kryminalistów niemieckich. Tym zaproponowano ułaskawienie w zamian za za walkę dla III Rzeszy. Po części takich żołnierzy można było się spodziewać brutalności, według informacji byli oni jednymi z najbardziej okrutnych formacji wojskowych w faszystowskich Niemczech.

Podsumowanie

Patrząc na działania niemieckich oddziałów policyjnych oraz wojskowych w czasie rzezi na Woli to zastanawiam się czy faszyści nie przekroczyli swoich kompetencji albo też wzięli za zbyt dosłownie rozkazy. Jak czytałem materiały źródłowe to nawet doczytałem, że część morderców nie wytrzymała psychicznie, dopiero po pewnym czasie mogli dalej działać na polu wojskowym – jeśli powrócili do normalnego życia.

W przypadku mieszkańców warszawskiej Woli to na pewno w nielicznych miejscach próbowali się bronić przed wrogiem, lecz nie udało im się do końca obronić. Tylko w nielicznych lokalizacjach udało się uratować przynajmniej po parę osób. Do momentu zmiany rozkazu w dniu 5 sierpnia 1944 roku dla mnie osobiście wolska ludność miała problemy, aby przeżyć przynajmniej jeden dzień, jak nie dłużej. Dla mnie Ci, którzy przeżyli to dla mnie tak naprawdę następni bohaterowie II wojny światowej. Widzieli dużo a przeżyli jeszcze więcej.

Natomiast osoby odpowiedzialne za rzeź na wolskiej ludności są odpowiedzialne dalej za swoje czyny. Ominięcie sądu za takie działania na obecną chwilę to tak naprawdę odroczenie kary. Dla mnie to ci ludzie powinni podchodzić tak samo do swoich poczynań jak przynajmniej zabójcy, jeśli nie gorzej.

Bibliografia

1. http://pl.wikipedia.org/wiki/Rze%C5%BA_Woli;

2. http://histmag.org/Powstanie-Warszawskie-masakra-na-Woli-9763;